Kolejny dzień larpowania. Tym razem drużyna Smoków rozegrała PRZEKLEŃSTWO ZŁOTA spędzając prawie cały dzień w Martwym Lesie. W szeregach Zwiadowców miało miejsce RPG-owanie, turniej z łucznictwa, oraz test Zwiadowcy, który wypadł całkiem nieźle.
ZDJĘCIA NA: https://photos.app.goo.gl/u7GL5ksvhmCA1fpo6
Pamiętniki Wilkołaka
28 VII
Wycieczki, wycieczki i śpiewy, dużo śpiewów z Mistrzem
Jakubem. I w Leonardii®, i potem w Darłowie na statku, próbowaliśmy
przekrzyczeć ich mechaniczne szanty. W samym Darłowie odnalazłam tylko pewne
piękne miejsce z dzieciństwa (heloł, moja pierwsza kolonia w życiu była właśnie
w Darłowie), a mianowicie lodziarnię <3, pod którą ongiś mieliśmy zbiórki, a
po dziś dzień sprzedają w niej za…, ekhem, bardzo dobre lody.
Po powrocie wzięli nas z zaskoczenia na plażę i mieliśmy
‘zajęcia z pierwszej pomocy’ (Po co ten cudzysłów..? Kto wie, ten wie, a kto
nie wie, ten pewnie nie ma wiedzieć.) Po powrocie rozstawiliśmy kino obozowe
(oglądali „Jak wytresować smoka”), a potem zgarnęłam ostatnie ostałe ciastka z
walizki i poszłam na sesję RPG. Tym razem u Mistrza Wiktora, więc, wiecie,
najwyższa klasa. I nic, że zaczęliśmy nad martwym ciałem bossa mafii władającej
połową LA (tjaa, to myśmy go załatwili), a skończyliśmy… Cóż, Leytan wisiał w
szybie windy zaplątany nogą w linki od kabiny, po tym, jak rzuciła tam granatem
(samemu będąc w tymże szybie, tak tylko uściślam); a kilka innych osób
wylądowało na festiwalu zepsutej broni dwa piętra wyżej i kilka korytarzy
dalej.
29 VII
Pierwsza grupa LARPowa grała dużego LARPa. Ale ja nic nie wiem,
ja tu tylko piszę, pytajcie tych obok. A tak na serio, to po prostu będziemy
grać to samo, tyle że jutro, i nie możemy widzieć za dużo. I kij, że sama nie
wiem nic.
A właśnie kije!; wreszcie żeśmy mieli walkę kijem. Potem łucznictwo,
a po obiedzie konkurs wiedzy o Zwiadowcach, którego, cóż, pozwólmy, że nie
skomentuję. W końcu gra terenowa… Mistrz w połowie drogi dowiedział się, swoją
drogą ode mnie, że ma zapisywać kolejność zostawianych znaków.
Na wieczór grupa Mistrza Darii grała w gry fabularne, żeby
już nie powtarzać skrótu RPG, a mnie to obchodzi o tyle, ze mistrzowałam jedną
sesję. Ongiś wygrzebałam z odmętów Internetu system o tajemniczej nazwie
Katerhood®, którego założenia są proste: Koty zrzeszone w Katerhood®, takie
kocie bractwo, chronią świat przed złymi cerberami, piekielnymi psami, które
zwykłe psy przyzywają odprawiając mroczne rytuały. Wiem, dziwne, ale graczom
się podobało. Pokonali cerbera, rozbili jedną kocią mafię, upolowali wiewiórkę…
No, działo się.
30 VII
I w końcu LARP. Dużo zamieszania, dużo zakłamania, a ja się
dowiedziałam, że jestem niekomunikatywna. I że normalnie mogę dogadać się tylko
z moją Alfą (której nie cierpię), Upiorzycą (która skumała się z Alfą) i z
Zielarką (która została porwana, czy coś). Ale od początku…
Zaczęliśmy na magicznym obszarze Przełęczy Kruka, gdzie
zostawiłam jedzonko, wytarzałam się w runie i obgadałam strategię z Alfą,
domniemaną resztą stada i Upiorzycą. Potem nadeszli Skoci ze swojej kryjówki na
‘północy’. Nie mam pojęcia jak tam szły kierunki świata, ale północ to to
raczej nie była. Zawarliśmy z nimi sojusz, bo nasza Upiorzyca za życia była
Skotką, więc ten, no… Tak wypadało. Potem przyszedł prorok ze swoim pachołkiem,
żeby nie powiedzieć przydupasem, i dwoma Genoweńczykami. Gość od Alsejasza miał
drugą połową medalionu, który złączony przez Zielarkę miał moc, by przywrócić
Wilkołaki i Upiorzycę do ludzkiej postaci. Czego oczywiście nie chciałam.
Tak więc odstraszałam proroka, i namówiłam ziomków do
skumania się z Genoweńczykami – co jak co, ale kasę to żeśmy mieli. Mieli oni
wykończyć kapłana przed karczmą, a ja zostałam wysłana, żeby zgarnąć naszyjnik.
Ale coś poszło nie tak i prorok wrócił do lasu. Tam żeśmy go w końcu
wykończyli, przy udziale dziwnych ludzi, chyba przemytników. Alfa weszła w
posiadanie amuletu – wykupiła go od Genoweńczyków, którzy kupili go od (…).
W międzyczasie wszyscy latali po lesie w poszukiwaniu
kawałków mapy – a jeden z nich miał martwy prorok. Co ciekawe, wystarczyło mieć
ten kawałek, i kawałek z zaznaczonym skarbem, by zorientować mapę i odnaleźć
złoto. Ów fragment kapłan Alsejasza nieopatrznie pokazał Upiorzycy, a przy
okazji też Wilkołakom. I nie wziął pod uwagę, że jeden z Wilkołaków ma trochę
inne plany…
Pobiegłam do Karczmy Pod Dębem, gdzie cudem uniknęłam
zgładzenia, dogoniłam Zielarkę i zaoferowałam jej pomoc. Miała już po swojej
stronie Horace’a, jednak wilk ist wilk und nic nie jest lepsze niźli wilk. Ona
zgodziła się mi pomóc (tu: nie łączyć amuletu), zorganizować polowanie na Alfę,
a w zamian ja jej powiedziałam, kto ma mapę. Sęk w tym że ów ktoś przekonał
resztę, iż mapa zaginęła.
Tak więc potem było ganianie po lesie: za Alfą, za mapą i za
czym tam jeszcze. W momencie kiedy Alfa zginęła, a ja dostałam połowę amuletu
(drugą połowę, jako nagrodę pocieszenia, otrzymała Upiorzyca) poszłam do
karczmy i zaczęłam się wywiadywać co i jak. Przez pół godziny kilka grupek
szukało się nawzajem, by ostatecznie połączyć siły (a myśmy spekulowali, iż to
wzajemna przyjaźń jest skarbem) i poskładać mapę. Kolejne trzydzieści minut
zajęło im poprawne odczytanie mapy i dojście do skarbu. A potem już tylko
szukanie kodu do kłódki…
Nieco nielegalnymi drogami wpadł on w nasze ręce, ale to
chyba dobrze, bo zanim żeśmy się zebrali, zaczęło kropić. A gdy doszłam do
pokoju, była burza.
Na wieczór dyskoteka, dla mnie całkowita niespodzianka.
Dyskoteka jak dyskoteka, chociaż wyjątkowo dużo osób się bawiło, i wyjątkowo
mało siedziało pod ścianami. Może dlatego, że część poszła polować na Internet,
część grać w szachy, a reszta zaszyła się w pokojach. Bywa.
Fili Draconics / Ania Grymuła
![]() |
Ania |
UWAGA FILM LECI!