piątek, 25 lipca 2014

Zwiadowcy i Larpowcy - 24 lipca 2014

UWAGA RAPORT!

„ Po rozgrzewce i śniadaniu pomaszerowaliśmy żwawo na plażę. Tam Mistrzowie uczyli nas sztuki kuglarstwa z kijami i pojkami.  Odbyły się również zapasy sumo – śmiechu było co niemiara,  oraz gra „Prawo dżungli”. Po obiedzie Wilki Północy miały zajęcia z pisma runicznego – to bardzo ciekawy język. Potem był paintball i było super. Po kolacji graliśmy na plaży w jaggera. I odbyło się POLOWANIE NA ODYŃCA. Dwie pieczątki!”

Wilki Północy/Klaudia Burakowska















"Pamiętniki Wilkołaka
22 VII
Nowe terytorium, niby znane, jednak inne. Cosik się jadalnia rozrosła, i dach nad przejściem spadzisty, nie będzie można łazić, trochę szkoda. Byliśmy na zwiadzie, tera trza by piach wytrzepać z futra. Nie wiedzieć czemu, pewnie ci z góry wiedzą o co chodzi, ale nazwali nas Smoki Mistrza. Założę się, że będą nam wołać per smoczki. A ja wilk jestem, do smoka mi daleko, to kuzynka Pat chciał zostać gadziną. Albo gaździną. Whatever.
23 VII
Jako tak przed siódmą jeden kwadrans na korytarzu rozległa się radosna pieśń o mgle, co to opadła, i o mieście, co to się budzi do życia. Bo nowy dzień wstaje, bo nowy dzień wstaje, no-owy dzień!
Z rana dali mi chustę, w końcu czuję się kompletnym bytem. Że jestem w stanie pokoju ze wszechświatem, ludźmi i whole the stuff. Potem jeszcze siedziałam i plotłam trzy po trzy warkoczyki w lesie, żeby smocze jaja chronić. Przypominają mi się jaja pegaza, ale to inna historia…
Po południu żeśmy se przegadały wspólną historię, że niby Kira była panią na zamku, a ja tylko zwykłą wiejską dziewką, coby za kolorowo nie było. Więc jakoś to ją tam kojarzyłam, ale kiedy mnie przeklęła jaka cholera, tom do lasu nawiała od ojca, matuli i pięciorga braci z siódemką sióstr. Natomiast ona żyła se spokojnie na swym wielkim i potężnym zamku, póki go jakie złe ludy nie spaliły.
W międzyczasie, co byśmy się za bardzo nie rozleniwili, kazali nam ścigać rzędy, czy jako tak. W każdym razie lataliśmy po boisku w tę i nazad, z piłką, z kubeczkiem, ze szmatą w gaciach i różne takie.
A na zakończenie jeszcześmy pokrzyczeli i pośpiewali w lesie, a potem Mistrz nam pogadankę zrobił o erpegach, iśmy się umówili na drużyny, że pogramy kiedy na dniach.

Łołołoł. Nasz Smok zieje ogniem!! Jesteśmy najlepsi, a tamci nie-e, a tamci nie-e! Ej, ale na serio. Jeszcze bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, iż decyzja co do nazwania grupy na cześć pleców Mistrza była słuszna.
Ich Mistrz może sobie wyć ile wlezie, nie powiem, jest w tym niezła, a jestem wilkiem, fakt, tylko częściowo, ale jednak, więc się na tym znam. Ale nasz jest chyba z Thargarienów (gdzieś w tym słowie powinien być apostrof); zieje ogniem, ma własnego smoka, no i ten, no, jest …….fajny.
24 VII
Po jedzonku na plażę ‘śmy polecieli, i zgłębiali tajniki machania kijem. No, co poniektórzy woleli machać pończochami, ja tam nie wnikam, o gustach się nie dyskutuje. Tera mam prawy łokieć czarnofioletowy, a że to prawy, to nawet nie mogę mówić, ze to od łuku.
Obiadek nawet znośny był, aczkolwiek niezidentyfikowany kotlet, wyglądający jak jajeczny tudzież rybny, smakował podejrzanie. Żeby nie było – zjadłam. Ale nadal nie kumam, what the what was that.
Potem na paintball, żeśmy się postrzelali, trzy razy zdobyli flagę, dwa razy dokonał tego Franek, zdolny mały smoczy dzieciak.
Przed kolacją zorganizowaliśmy sobie konkurs „Doprowadź Smoka do granic możliwości”. Ledwo co z siebie nie wyszedł przy pogadance LARPowej, ale trza przyznać, niektóre pytania były idiotyczne. („A co jeśli ktoś specjalnie się pochyli żeby oberwać strzałą w oko..?”).
Na wieczór strzelaliśmy z łuku, a potem jeszcze Odyńce. (Z rozmowy  telefonicznej koleżanki: „Mamo, ja muszę lecieć, mamy polowanie na Odyńca!”—„Dobrze, upoluj jakiegoś!”)
Jakoś tako nie chciało mi się chodzić, więc dotrzymywałam towarzystwa Mistrzowi Kubie i malowałam karteczki. W tym dzieło życia, ‘Wiatrak na kurzej stopce’, inspirowany tym, co widziałam w Muzeum Wsi Kieleckiej. Ach te kształcące wycieczki krajoznawcze...!” C. d. n.

Filii Draconis/ Ania Grymuła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz